środa, 22 grudnia 2010

WENA PRZYSZŁA!!! Pojedziemy limuzyną cz.1

Na imię mi Andrea, moje nazwisko- Nowik. Tak więc niezbyt nadzwyczajnie. Najlepiej opiszę całą rodzinę- siostrę Anielę, ojca Ambrożego i matkę- Felicję. Mama, jak z resztą widać, nie trzyma się schematu „imię na A”. Ale cóż z tego… Żaden schemat i tak nie zrobiłby ze mnie „fajnej”. Pewnie zastanawia was, czemu mam do siebie tyle pretensji. Po prostu czuję, że się nie spełnię w życiu! Wszyscy moi znajomi mają coś, co ćwiczyli od dziecka. Na przykład taka Kasia, ona jeździ konno, gdy tylko ma czas. Wojtek znakomicie gra w szachy, pasją Marzeny jest matematyka, a Zuzi- język polski. Tatiana interesuje się teatrem, Inga śpiewa, Sewryn pływa, Antoni ma sporty ekstremalne… Bla, bla, bla! Ja nic nie robię od dziecka! Nie mam talentu do niczego. Smutno mi. Dobrze, że chociaż nie mam kompleksów związanych z wyglądem!!! Jestem, szczerze mówiąc, całkiem ładna. Podobają mi się moje zgrabne nogi, krótkie, falowane, gęste, czarne włosy (w komplecie z grzywką!), zielone oczy, świetna waga, dość duży biust… W sumie mogłabym być modelką! Ale mam dopiero trzynaście lat i nie jestem w stanie już teraz zaczynać w tej karierze. Może, gdyby jeszcze w naszej wiosce były jakieś castingi. Ale ich nie ma! Nie jestem w stanie na nie jeździć do miasta. Mój ojciec zarabia skromnie, a mama- nie pracuje. Więc co tu dużo gadać- nie jestem i raczej nigdy nie będę nadzwyczajna. Chodzę do szkoły- nie mam o czym rozmawiać ze znajomymi. Nikt ze mną nie gada, z braku tematu. Ewentualnie podczas dyskotek jakiś napaleniec zatańczy z „największą laską w szkole”, rzekomo mną. Ale nie mówi nic a nic. Wszyscy faceci żałują mnie, twierdzą że jestem piękna, ale za mało mam do powiedzenia. I tyle. Tu się kończą plusy bycia jedynie ładną.

Dzisiaj jest sobota. Szkoły brak- stresu nie ma. Wlazłam więc na kompa trochę posurfować w necie.
Najpierw sprawdziłam e-maile. Jak się okazało- bardzo słusznie…
-Mamo, mamo!!- wrzasnęłam prawie bez tchu. Wiadomość, którą otrzymałam jest dla mnie nie do opisania słowami, więc po prostu przeczytam ją w obecności całej rodziny.

Nie tylko matka, ale cała familia zebrała się wokół naszego skromnego komputera. Ponownie otworzyłam mail, z tematem „Propozycja pracy”. Drżącym głosem zaczęłam czytać:

Witamy, panno Andreo Nowik J Chcielibyśmy, aby zaczęła pani pracę w naszej agencji, „Centra Manga Models”, jako modelka (dział: moda młodzieżowa). Usłyszeliśmy bowiem o wyjątkowej pani urodzie. Sąsiadka, pani Aneta Roksińska, wysłała zdjęcie! I już jesteśmy przekonani co do pani talentu, Andreo. Nasza siedziba znajduje się przy ulicy Romualda Traugutta, we Wrocławiu. Dojazd sponsorujemy, a także zakwaterowanie, wyżywienie. Razem z kolegami/koleżankami w branży będziesz udawać się na wycieczki po tym pięknym mieście (piątki, popołudnia). Nie chodziłabyś do szkoły- lekcje odbywałyby się przez internet. A tak koniec końców pragnę wspomnieć, że nieźle płacimy! J

Pozdrowienia,
Dyrektor agencji
„Centra Manga Models”,
Joseph Sequer

Więcej informacji: http:// www .centra-manga-models. com . pl/ oferta-pracy-wrocław/ dzieci i młodzież/ info/ joseph-sequer

Po odczytaniu całego listu sprawdziliśmy stronę internetową. Mam przyjść z rodzicami na przystanek o godzinie trzeciej czterdzieści w nocy, przyjedzie po nas limuzyna. Przejeżdżając przez różne miasta będziemy brać ze sobą jeszcze moic trzech współpracowników. We Wrocławiu rodzice podpiszą papiery, naukę modelingu zacznę około godziny siódmej rano. Aniela zostanie pod opieką sąsiadki. Genialnie! I nie będę musiała chodzić do szkoły!!! Mimo podekscytowania, które prawie uniemożliwiało oddychanie, natychimast pobiegłam do sąsiadki. Moja ukochana sąsiadka! Od dziecka spełniała wyszystkie me zachcianki, udowadniała mi, że marzenia się spełniają i wysłała to zdjęcie do Centra Manga Models! Kocham ją jak drugą matkę!!!
Następnie zaczęłam wydzwaniać do koleżanek, które do tej pory prosiłam jedynie o lekcje w razie nieobecności. Wszystkie piszczały w telefonie i cieszyły się, jak najlepsze przyjaciółki.Ustaliłyśmy w końcu, że Irena, Agata i ta Kasia od koni odprowadzą mnie na przystanek. Miał jeszcze Piotrek, ale jego mama choruje. Obiecałam, że jak więcej zarobię, to wspomogę ją leczeniem.

Około godziny siedemnastej wieczór pomyślałam sobie, że na taką okazję wypadałoby się jakoś fajniej ubrać. Przeszukłam szafę- tragedia. Nic eleganckiego! Zadzwoniłam do Agaty. Ta, zaraz przybiegła z beżową suknią i białymi pończochami. Kasia przyniosła balerinki w kolorze sukni. Od Irenki dostałam elegancki, pluszowy szal, o barwie czystego śniegu. Zawołałam też Anitkę z naprzeciwka. Anita jest świetną makijażystką, ma to po mamie. Wzięła więc matczyne przybory i zrobiła mnie na bóstwo. Na osiemnastą byłam już super wyszykowana. Nie dałam rady spać, dziewczyny też. Do późna oglądałyśmy horrory. Przy dziewiątym wszystkie już padłyśmy. Ja spałam na krześle, żeby nie wymiąć sukni. Moje szalone kumpele walnęły się na łóżko. I tym sposobem zdobyłam cztery wariackie przyjaciółki.

Mama obudziła nas o drugiej w nocy. Wszystkie się wymyłyśmy, poperfumowałyśmy i około za piętnaście trzecia wyszliśmy z domu. Anita też poszła z nami, chociaż twierdziła, że przyszła jedynie mnie pomalować. Odprowadziliśmy Anielkę do pani Anety (znowu dziwny schemat imion na „A”!), po czym ruszyliśmy w stronę przystanku. Staliśmy tam dobre pół godziny. Chyba bym zamarzła, gdyby nie emocje rozgrzewające mnie od środka. Dziewczyny ekscytowały się chyba jeszcze bardziej ode mnie, bo twierdziły, że jest im gorąco, a miały na sobie tylko jakieś wiatrem podszyte T-Shirt-y.

Limuzyna się spóźniła, jak to dama. Calutka biała. Zrobiła na nas niesamowite wrażenie.
Z jej wnętrza wyszedł jakiś gościu w garniturze. Otworzył przede mną drzwi, a przy wejściu rozłożył czerwony dywan. Czułam się jak gwiazda Hollywood. Weszłam do środka. Tam było jeszcze bardziej niesamowicie. Całe szczęście, że tak szałowo się ubrałam, bo chyba bym utonęła w elegancji tego auta. Za mną wsiedli rodzice. Byli trochę gorzej ubrani, ale się tym nie przejmowałam.
Ponieważ brakło nam trochę paliwa, facet w garniturze podwiózł dziewczyny na stacji bęzynowej. Gdy zatankowaliśmy, musiałam się niestety z nimi pożegnać. Obiecałam, że będę do nich pisać na Tlenie.

Podróż była długa, ale niezwykle przyjemna. W tej limuzynie było wszystko! Jacuzzi, tony słodkości, rozkładane fotele i masa innych cudów. Po drodzę dosiadła się jeszcze elegancka rodzinka, z córką w moim wieku. Nazywała się ona Karolina Pietrucha. Tak chwaliła się swoimi osiągnięciami, że nabawiłam się choroby lokomocyjnej. Za godzinę wszedł ktoś normalny- Elizabeth Noah Jones. Przyjechała z Londynu, a była bardzo skromna. Karolina patrzyła na nią, jakby chciała powiedzieć „Ej! To ja tu jestem gwiazdą!”, ale i tak wszyscy to zignorowali. Londyńskie opowieści Elizabeth były bardzo ciekawe. Obiecała, że jak się lepiej poznamy, to pojedziemy do Londynu razem.
W pewnym momencie do samochodu wsiadł cudowny chłopak. Przystojny jak gwiazdorzy z pierwszysch stron gazet! Przedstawił się „Dariusz”. Ale nie tak jakoś zwyczajnie, nie powiedział „Elo, Darek jestem.” Nic z tych rzeczy! Pocałował mą dłoń i z hiszpańskim akcentem wymówił swoje imię. Dariusz Konopka. Istne ciacho!!! Przez całą resztę drogi szeptałyśmy o nim z Elizabeth, a on mrugał ku nam porozumiewawczo. Nawet nie zauważył siedzącej koło niego Karolinki. Ups! Caroline Pietrucha!!! Tak się przedstawiła, zołza jedna. Przez jakieś piętnaście minut zastanawiałam się jak z nią wytrzymam w pracy, ale w końcu pomyślałam: „Hej! Przecież masz Elizabeth i Dariusza! Co cię obchodzi Pietruszka..?” I tak minęła cudowna podróż do Wrocławia.